Wyjazd z kajakami nad nasz Bałtyk był zbiegiem wielu okoliczności. Głównym, była ogólna, międzynarodowa panika. COVID-19 zamknął nam granicę i plany wyprawy na Lofoty. Jedyną morską alternatywą okazało się nasze wybrzeże. Większość ekipy zaakceptowała pomysł, jako doskonałą zaprawę przed przesuniętą na kolejny rok wyprawą do północnej Norwegii. W składzie 5 osobowym postanowiliśmy opłynąć półwysep helski. Start wypadł na kempingu Małe Morze nad Zatoką Pucką, koło Władysławowa. Tam też zostało auto i przyczepa.
Ruszyliśmy od strony zatoki. Obszar ten jest bardzo mocno wypłycony nawet kilometr od brzegu, przez co stał się rajem dla chcących posiąść tajemną wiedzę kitesurfingu. Pierwszego dnia przedzierając się przez setki desek ciągniętych przez kolorowe latawce, udało się przepłynąć zakładane 20 kilometrów. Ruszając około 15:00 z wiatrem i na fali, około 19:00 dotarliśmy do Jastarni. Przepełniony kemping nie zachęcał do zostania. Przenocowaliśmy 1 kilometr dalej na piaszczystej skarpie pomiędzy Jastarnią a Juratą. Pomimo porannych opadów, pochmurnego nieba i wiatru w czasie spływu tego dnia, wieczorem wyszło słońce.
Pierwszy poranek to flauta, bezchmurne niebo, i płaska tafla zatoki. Poranna kawa, szybkie śniadanie i ruszamy. Płynie się dość szybko. Mijamy Juratę. Po drodze zahaczamy o tzw. torpedownie, które w rzeczywistości są platformami obserwacyjnymi wybudowanym przez Niemców w okresie II Wojny Światowej. Faktycznie na zatoce testowano nowe typy torped, ale powstawały one we właściwej torpedowni w Gdyni.
Za Juratą wpływamy na wody rządowe, posiadłości prezydenckiej. Strażnicy na skuterze wodnym grzecznie proszą o trzymanie się granicy wyznaczonej bojami. Zaraz za nim dobijamy do malowniczego, dzikiego brzegu, z którego widok może śmiało konkurować z katalogowymi obrazkami Morza Śródziemnego.
Na piaszczystej plaży rosną mikołajki nadmorskie Eryngium maritimum.
Przed nami Hel. Nad głowami latają rodzinki rybitw czubatych Thalasseus sandvicensis, mewy srebrzyste Larus argentatus, kormorany Phalacrocorax carbo, bielik Haliaeetus albicilla i łabędzie nieme Cygnus olor. Pojawiają się pojedyncze gągoły Bucephala clangula i nurogęsi Mergus merganser. Płycizna ciągnie się nieustannie od Władysławowa do portu w Helu. Tutaj spoczywają wraki statków Grom II i Wicher II.
Wystające nad wodę, rdzewiejące fragmenty zatopionych jednostek, stały się miejscem odpoczynku ptaków wodnych.
Poza wymienionymi wcześniej, obserwujemy rodzinę oharów Tadorna tadorna i rybitwy rzeczne Sterna hirundo, śmieszki Larus ridibundus.
Dobijamy na plaże w Helu. Robimy zakupy, jemy obiad " fish&chips" i w drogę. Mijamy port, okrążamy półwysep i wpływami na otwarte morze. Fala przyjemnie pcha do przodu, chociaż jest już dość duża. Zakładamy fartuchy, chroniąc kajaki przed zalaniem. Wieczorem lądujemy na plaży, gdzie postanawiamy zostać. Rozbijamy obóz i suszymy zamoczone rzeczy.
Kolejny dzień i nowe wyzwania. Dzisiaj po śniadaniu intensywny trening. Zadanie 1 do wykonania to szybkie odbicie kajakiem od brzegu pod wysoką falę, wywrotka z kajaka, samodzielne wejście i powrót na brzeg zalanym kajakiem. Zadanie 2 to odbicie od brzegu, założenie fartucha, wywrotka, wypięcie z fartucha, wypłynięcie na powierzchnię. Wejście do kajaka i powrót na brzeg. Chociaż woda rześka, to morale wysokie i wszyscy kończą trening z sukcesem. Po krótkim odpoczynku kolejne 20 km. W pełnym słońcu, pod lekki wiatr i na przyjemnej fali, mijamy zatłoczone plaże Juraty i Kuźnicy. W tej drugiej przerwa na fish&chips. Wieczorem kończymy w Chałupach na plaży golasów. Wątpliwą przyjemność, zawieszenia oka na czymkolwiek ma tylko jedyny pierwiastek żeński naszej ekipy. Męska część może sobie co najwyżej powyobrażać. Rozbijamy....obóz (chciałem napisać namioty, ale trochę niejednoznaczne z racji miejsca). Ciągle wieje, ale znika problem komarów. Ostatni zachód słońca, parę łyków wody mineralnej i w dobrych nastrojach zaczynamy zieloną noc.
Rano zmiana pogody. Silny wiatr w twarz, momentami fale do 1- 1,5 metra i lekkie przelotne opady. Prędkość z około 6km/h spada na 2km/h. Ciśniemy na azymut, ale wiatr powoli odpycha nas od linii brzegowej.
Tego dnia mamy tylko około 6 kilometrowy odcinek, ale i tak mija parę godzin zanim lądujemy na plaży na wysokości kempingu Małe Morze od strony Bałtyku. Niestety na plażę nie da się podjechać samochodem, więc kajaki trzeba przenieść do głównej drogi, około 350 metrów. Pakujemy sprzęt, mocujemy kajaki na przyczepie. Jeszcze tylko 6h drogi do domu, kolejny obiad Fish&Chips i tak dobiega końca, krótka, ale niecodzienna wyprawa z genialną i zgraną ekipą.
www.dzikierzeki-kajaki.pl, kozirad@wp.pl, (+48) 505-666-424